15.30, rozmodlony clochard bije
pokłony, chyba widzi tę swoją
naj-Panienkę; Piotr Śliwiński i Przemysław
Czapliński ruszają, zaciskając kciuki
na spoconym niklu klamek;
Warszawa wypuszcza ze swych objęć
Marcina Barana; lokomotywę pokrył
kał gołębi i pomniejszych ptaszków,
to jest transcendencja, stoję
oparty o minorum gentium
metafizykę, szybę z pornosami, i w duchu
pierdolę wymądrzanie na łamach
czasopism; cieniem jestem, cieniarzem,
cieciem, prowadzę objazdowy klozet, cyrk
powiatowego monty-Katona,
w silnik wciągnęły się kolorowe piórka
i czyjś stanik. Nie mam z ukręcaniem
kruchych łebków wspólnego
języka; opływa wszystko, ścieka) -
jak penis na wystawie seks-szopu,
opuszczony i sztuczny.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1729 Czytań ·
|