Ona - była elegancka, wielka dama,
nie stroniła od szykownych kapeluszy.
On - szedł za nią - jak ten ból, co się odnawia
zagłuszony, kiedy ranę się naruszy.
Całe noce za nią gonił i od rana
w jej rodzinne wracał strony jak ten pies.
Nadaremno sterczał w błocie po kolana
i podglądał jak z obłoków tęczę rwie.
Wzruszyć jego było - sprawą - niepodobną,
póki ona się nie wdarła w jego świat.
Ale teraz, zniewolony jej urodą,
najzwyczajniej by roztrzaskał serca ład.
Żebrak widział, jak pięknieje z każdą chwilą,
zazdrość duszę w nim szczypała gdzieś od spodu.
Odepchnięty, kombinował jak ożywić
resztki złudzeń, co strącała z jego włosów.
Bowiem, siebie ciągle widział na tej drodze,
którą ona, tak dostojnie szła do przodu,
zostawiając swoich spojrzeń ślady złote,
bo jej mądrość była blaskiem równa słońcu.
No, a jemu najwyraźniej brakowało,
od lat młodych, tego blasku i jasności.
Lecz na próżno za jej wdziękiem gonił śmiało;
- Tak natrętnie - On, parszywy i żałosny.
Dodane przez viviana
dnia 22.09.2013 21:44 ˇ
7 Komentarzy ·
549 Czytań ·
|