Krzyczał Maciej - To jest chore!
Ktoś mi ukradł dojną krowę!
Stratę życiem tę przepłacę,
wszak bez krowy nic nie znaczę;
Bez niej jestem "cienki Bolek".
Gminnych zeszła się gromada,
a on wciąż to samo gadał:
- Lat czternaście ją doiłem,
przy niej jak panisko żyłem;
Dziś z torbami iść wypada.
Burmistrz sprawę ręce wzięła;
-Chłopu pomóc jakoś trzeba!
Rozkołysać dzwon w ratuszu!
Niech do wszystkich dotrze uszu,
jaka Maciejowi bieda!
Dzwon donośnie dźwięcznie dzwoni,
Maciejowi żal jest krowy...
Z tego żalu, w zbożnych dźwiękach
objawiła się Panienka,
w ręku, z sznurem różańcowym.
Zdjęła go paniczna groza.
- Jak to ? Tutaj Matka Boża?
Wrócił do swojej chałupy,
robiąc duszy swej wyrzuty.
- Co tam krowa!? Co tam krowa!?
Ją zagłębiać się w swe życie.
- Czym je pędził należycie?
Żarłem w posty, bliźnim kląłem,
piłem, mieliłem ozorem.
Uprzykrzałem żonie życie.
Za mamoną tylko'm gonił,
w układy, knowania wchodził,
w serce wbił Dziewicy Marii
grot w cynizmie unurzany,
bom czcią słodką mienie darzył.
Z wielkim hukiem drzwi zatrzasnął...
Czy się otruł? Czy w łeb palną?
Wzdychał jeszcze przez czas długi,
wreszcie zamilkł czyniąc śluby:
- Nie chce żadnej znać tu krowy!
Dodane przez viviana
dnia 29.01.2013 08:55 ˇ
7 Komentarzy ·
534 Czytań ·
|