nie mam dyplomu wyższej uczelni, nie broniłem
się przed ambicją. na dwoje babcia wróżyła, mnie
dzieli tylko czas, spóźniony. szlachetnie drewniany
blat stołu milczy jak w grobowej desce gwóźdź.
podpierając się patrzę w ścianę, zbladła jakby
zobaczyła ducha. pełna obrazków jak ramiona
blizn i strupów. zegar wisi dumnie, odgrywa
kluczowe zadanie, wyznaczając kierunki doby.
jest całkiem przyjemnie, wieczór troszkę wyposzczony
głodny spojrzeń, nie do końca związany z pogodą.
własne kąty pozajmowane, własnymi rzeczami, ciasne
niepotrzebne, zacienione powierzchnią.
rozwinięty temat nie unosi atmosfery, ciężka, pełna
zgrzyty i gwaru. z kuchni dźwięk prosty w odbiorze,
wyważony ton gotującego nie w smak domowników,
pies z podkulonym ogonem patrzy z byka.
zacerowany obrus, biała plama pamięci w nim
stara herbata, zupa, kilka łez. dłonie mówią wiele
choć niewiele robiły, sztućce błyszczą
nowością. przy księżycu jabłko czerwieni się inaczej.
Dodane przez Dawid Drapisz
dnia 11.01.2013 20:24 ˇ
1 Komentarzy ·
864 Czytań ·
|