myślano, że
dzwon z wieży upadł
lecz czemu kiedy skoczyła w niebo
przed czy po fakcie próbując tańca
katedra ucząc
obłoki drżeń
czy cały spadł
czy już rozbity
chwiał się mówiono a nikt nie widział
bicia posadzki o dzwon pijany
jak by miał stłuc się
bo czeka nowy
katedro, ech
że ty, katedro
z niebem nie tańcuj bo wtedy ludzie
twardzi nie wiedząc czy czas już nadszedł
z jakiejś przyczyny miękną
by drżeć
* * *
Nie po to, by złagodzić dramatyzm utworu głównego, lecz dlatego, że na dziś mógłby być inny inny, okolicznościowy - dołączam li tylko jako laurkę, wpis do sztambucha a nie wiersz:
Mikołaj dzisiaj miał dziecku
zabawki przynieść. Kominem.
Dachy pomylił; w łóżeczku
zastał dorodną blondynę.
Cóż, poczuł męskość. A potem
wspomniał na śluby niektóre:
święty; tak żył, bez kłopotów;
musi uciekać na górę!
Lecz cóż da te poświęcenie,
jak nie skorzysta też zginie:
bo jak tu, z takim ch..haczeniem
wyjść, w górę, ciasnym kominem?
|