Wspominam dotyk dłoni. Wyschnięty pergamin,
pomarszczony i cienki, mój akt urodzenia.
Ciepło biło przez skórę, znaczoną latami
i pamięcią o ludziach, których przy nas nie ma,
Czarny bez kwitł za oknem, chleb pachniał na stole,
przewracały się chmury nad gruszami w sadzie.
Świat miał kształt, życie zapach, wszystko - swoją kolej;
dzień za dniem, wytyczany polnym kalendarzem.
Stałaś wtedy przy oknie patrzyłaś na ogród,
siwe niebo w obłokach i gałęzi taniec.
Taką cię zobaczyłem - zgrabioną, samotną.
Taka w snach do mnie wracasz. I taka zostaniesz.
Dodane przez Leliwa
dnia 15.09.2012 19:15 ˇ
8 Komentarzy ·
756 Czytań ·
|