Pamiętam moją sąsiadkę, taką starszą, lekko sfrustrowaną panią,
raczej dewotkę, (ksiądz, kościół, świętość - te rzeczy. Skowronki dzwonów wpajały ją wręcz w wiosenno-liturgiczne upojenie.)
Często naśmiewałem się z moim Panem Bogiem
z jej Pana Boga:
starszego dziadka, z długą siwą brodą, lekko niedołężnego
ciskającego w gniewie pioruny na przerażone miasto
skulone pod pościelą nocy.
(A tak odnośnie pościeli: ile radości sprawiało Mojemu Panu Bogu
patrzenie jak Pan Bóg tej pani wygrażając ręką
zaglądał pod pościel jej syna.)
W sumie to nawet kiedyś próbowałem się umówić na piwo z Jej Bogiem
ale on raczej z tych nie-pijących.
Mój Bóg należał do tych, co to raczej nie przywiązują wagi
do wizerunku. ( Nie wiem czy pamiętał przynajmniej kiedy ma urodziny.)
Był spontaniczny i beztroski, często mu zarzucali
inni Panowie Bogowie, że zachowuje się jakby nie-istniał
albo nie był Bogiem.
Bo On w ogóle lekko był niesprecyzowany.
Raz targany wątpliwościami
zebrałem Ich wszystkich i zapytałem: czy jest sens Boga?
skoro każdy ma własnego to równie dobrze mogłoby go nie być
a i ciężko nie wytłumaczyć wiary konstrukcją podświadomości (tu odsyłam do książek, czy modnego w tych czasach NLP)
Usłyszałem (a może mi się zdawało, bo sam sobie odpowiedziałem?)
Każdy ma swojego Boga
bo Bóg po prostu jest
( tak Go definiuje Biblia )
Woda jest wodą niezależnie od tego
do jakiego naczynia ją nalejesz.
Dodane przez zygfryd
dnia 28.08.2012 15:36 ˇ
1 Komentarzy ·
629 Czytań ·
|