Marchołt w ogrodach króla Salomona dostrzega sierpień,
zieleń topnieje w liściach brzozy, upały są niemiłosierne,
sucha trawa, suchość w ustach.
Oto krajobraz, którego nie tłumaczy się dosłownie,
prosta epifania. Król kładzie palec serdeczny na kciuku,
spogląda na tarczę zegara.
Znalazłeś dla mnie czas, więc śpiesz się, woła gnomon,
pojąć wszystko to tyle, co móc powiedzieć przepraszam.
Król kończy Koheleta, pisaniu wielu ksiąg nie ma końca,
ciągłe nawiązania i interpolacje, mit, który trwa i w którym
porte-parole układa przypis do swej przypowieści.
Marchołt, wracając do siebie, przyznaje, że coś w tym jest.
Dotyka miejsca, gdzie leży serce, i szepcze, Salomonie,
Noe zabrał kiedyś dzikie zwierzęta do arki, a ty,
czy uciszysz ich głosy, wyjące tam w środku?
---
pisaniu wielu ksiąg nie ma końca, cytat z Koh 12, 12.
|