Upadł poeta. Po prostu. Nie było w tym smutnego dzieła - poematu.
Szczególnie w tym wypadku.
Aby utrzymać równowagę, nie zdążył podeprzeć się żadną metaforą.
Gdyby był komercyjnym pisarzem, mógłby rzec,
że za późno by zdążyć uniknąć twardej pięści przeznaczenia
gdy już słyszy się chrzęst gruchotanej kości nosowej.
Nie był to upadek Człowieka z dużej litery,
jakim karmili go krytycy poetów wyklętych.
Nigdy nie był małym wojakiem w białym kaftaniku,
niewinnym jak zwierzę, groźnym jak Człowiek.
Prawo moralne było w nim, a pętla ze struny od fortepianu nie wisiała nad nim.
Nie wyznawał filozofii wszystkich wojaczków puszczonych kantem.
On nie był nawet alkoholikiem.
Upadał po stopniach, coraz niżej.
Nie takich jakie funduje mu metaforyczna wizualizacja człowieczej egzystencji.
Upadł ze zwykłych, betonowych schodów
jakich pełno w blokowych klatkach.
Dodane przez rabi
dnia 22.12.2011 22:36 ˇ
2 Komentarzy ·
567 Czytań ·
|