tu wiatr w pamiętniku skiby zapisuje daty swojej obecności
i welony ślubne kładzie na gałęziach
biały ornat brzozy błogosławi polom
gdy pług głęboko zanurzony w ziemię
by wyorać kamień stęka pod naporem potu
a z kraju ciepłego kominka powracają ptaki
nie uwierzysz że można śmiać się jeszcze głośniej
łaskocząc bose stopy darnią
i nie potrzeba być w żadnym kościele
by strącać pył gwiezdny słuchając organów
tu ziemia wyciąga ręce do piorunów
jednocząc tęczą wodę i ogień
w dziecięcy profil na kwiatach poduszki
nakręca zegar Habla i oblicza godziny przestrzeni
ojciec wciąż klepie kosę i biedę
śnieg wszystkich zim na jednym obrusie
tylko powroty zawsze inną drogą
przez tą samą furtkę z urwanym zawiasem
matka uczy dzieci pasterza by sama nie zapomnieć
babka przewraca się w grobie wianując wnuka ojcowizną
strofy słoneczne zapisane
w ciepłych wilgotnych ustach jaśminów
uparcie wchodzą w krajobraz pamięci
obudzisz mnie szeptem chleba
w dzień siódmy który boli jak ręka gałęzi
wyrwana ze stawu
i z twarzy pajęcze lato
schodzi we wrzosy bliźniacze
podobne próchnicy i cierniom
Dodane przez janusz pyzinski
dnia 27.11.2011 10:14 ˇ
2 Komentarzy ·
809 Czytań ·
|