Nawiedził mnie wieczorem kompan, Asmodeusz,
(więc dzisiaj zdycham, jęcząc - czemu nie umarłem?).
Stary przechera mówi: rozchmurz się Mateusz,
mam tu flaszkę, wypijmy za to życie marne.
Pijemy, a butelka jakby dna nie miała,
a trunek coraz lepszy, jak na godach w Kanie.
O północy czort skusił i tancbuda cała
widziała, jakem ściskał jakieś obce panie.
Wreszcie mówi - wracamy. Taksówką, a jakże.
Do rana czasu multum, komputer odpalaj,
wymyśl coś wesołego, wierszokletaś wszakże,
niech się pośmieje z tego kompanija cała.
Wymyśliłem, wkleiłem, śmiechu była kupa.
Wtedy mówi, po jednym jeszcze - strzemiennego.
(i zgodziłem się, kurna, taka ze mnie dupa).
Dniało, kur zapiał, padłem. Na Kaca Wielkiego
nigdy więcej! Przenigdy, bodaj na mą duszę,
choćby koniak ze złota a whisky cudowna
więcej do ust nie wezmę, prędzej się uduszę.
Oj, Mateusz, Mateusz... Czy ci wierzyć można?
Dodane przez Mateusz Kielan
dnia 17.06.2011 19:22 ˇ
4 Komentarzy ·
706 Czytań ·
|