Z domu zabrałeś sznurkową drabinę. Idziesz.
Wpletliśmy w jej materiał najważniejsze, poręcze
wyłożyłam masą perłową, abyś nie zapomniał.
Szczeble noszą ślady małych stóp, gdy uciekałeś
przed zwidami w moje ramiona. Dziś niepotrzebne.
Pierwsze rozkołysanie
Jak łatwo spaść w rozpadlinę, na dnie szczątki
rozbitków, którym nie udało się przejść.
Trzymaliśmy dwa końce wiszącego mostu. Mocno,
aż bolały opuchnięte ręce. Tak trzeba, bo dalej prosto.
Drugie kołysanie
Dom i ogród, do którego otwarta brama,
ale decydujesz się na miejsce, gdzie wyrosły do zdobycia
złote góry. Zmieniasz drabinę w sieć, taki wybór.
Zarzuciłeś najwyżej jak się dało, na sam szczyt.
Wahadło
Krzyk zwycięzcy budzi lawinę. Pierwsza runęłam w dół.
Leżę. Obok nikogo, Wspinasz się wyżej i wyżej.
Wiem, nie wolno się oglądać, bo czekają inne wilczki
gotowe gryźć.Mnie dadzą spokój, przeskoczą ponad ciałem.
Zatrzymanie
Szlak powrotny bywa trudniejszy od wspinaczki,
bo z pochyloną głową trzeba odnajdywać zarośnięte miejsca.
Dodane przez abba
dnia 16.02.2011 20:04 ˇ
5 Komentarzy ·
1002 Czytań ·
|