Pewnie, że ten dzień nadejdzie.
Nazywam to długim snem, wtedy łatwiej
wymieszać go z przyczajonym strachem.
Lęki chodzą środkiem, wymuszają czołowe
zderzenie. Wchodzę w to, ale nikt mnie
nie spotka z wypisanym na twarzy zgonem.
Na razie myślę - ile wziąć ze sobą, ile
zostawić, komu powierzyć aparat mowy,
co zniszczyć, a co uznać za niezbity dowód,
że tu byłam, i kto to przechowa?
Zrobię tak, jeśli ktoś powie, że chce
pamiętać. I namówi innych.
Dodane przez Mirka Szychowiak
dnia 22.04.2007 12:42 ˇ
7 Komentarzy ·
886 Czytań ·
|