Do poezji droga daleka
rowerem dojechać trudno.
Chciałbym powiedzieć Magdo
wykrzyczeć
jak Amerykanie przy każdej okazji
kocham cię
powinnaś wiedzieć za co.
Betoniarki zalewają dzieci
płatki śniegu sypią się z pryszniców
serie skorpionów demolują martwe natury
albo odwrotnie
a ty co wysmażyłeś na tej skwierczącej patelni?
Jest okrutna dolina
szemrzącego smutku
nie zaglądaj tam stary
gdy zapada mrok
bo chłód stopy omywa
i niepostrzeżenie
płynąc cicho ku sercu
zamienia je w lód?
Stek banałów, przypalony.
Czujesz ten swąd?
Metodą swobodnych skojarzeń
trudno ci dotrzeć do jądra
choć innym to się udaje
z lekkością i dezynwolturą.
Lekkości im nie zazdrościsz
bo zawsze byłeś jak szkapa
ale dezynwoltura
och
zawsze chciałeś ją mieć.
I znowu drzemiesz?
Śnisz, że tuż przed świtem
przyszła niezła wena
akurat gdy spałeś
lecz ją przepędziłeś, że ci spać nie daje ?
Zniknęła
za rogiem ulicy Rozstaje,
gdzie z kumplami często
wieczorem wystajesz.
Dziecinada.
O nie, dzieciom nie wolno dawać piwa,
to przestępstwo, degrengolada.
Magdo
dziecko, rozumiem fascynację ti dablju ej,
ale czy nie jesteś za młoda
na grupowy onanizm?
Bzdura, na pewno nie.
Jednakże czy to estetyczne,
nie razi poczucia dobrego smaku?
Luiza nakłada kanak
na stary, spłowiały sweter
( nie możesz powstrzymać się od dygresji:
niektórzy mówią swetr, bo tak jest krócej).
W porcie dokerzy ustawiają kontenery
wypełnione hodowlanymi perłami,
polinezyjskim fiu, guanem, szkocką,
wiozą kolację na widłowych wózkach
marząc o podróżach
choćby w Bieszczady.
Luiza mówi, że boi się AIDS
dając do zrozumienia,
że możesz być spokojny.
Śmieszne, że denerwują cię
jej inne małe kłamstewka.
Uchodzi z ciebie powietrze
uchodzi z ciebie życie,
jak to powiedział pewien Grek,
w wolnych chwilach umierasz
poezji w tobie tyle, co kot napłakał
więc płaczesz po stracie kota.
Młody
w spojrzeniach kobiet wyczuwasz pytanie:
czy już przekazałeś swój materiał genetyczny?
A ty ślęczysz nad lekturą
albo nanizujesz słowa
na spłowiałą nitkę fabuły
i wszystko ci się rozsypuje
i nie wiesz dlaczego:
pachnąca dżunglą Luiza
dzika, nieokiełznana,
być może kogoś kocha,
być może jest kochana.
Całe jej życie składa się z "być może",
z cudzych słów,
bo ona potrafi tylko
odbijać światło i ciepło,
żyć w cudzysłowie.
Pamiętasz
były kiedyś perfumy "Być może",
a może to była woda,
kolońska, niezwykła?
A Luiza
to zwykła
pinda bez wyobraźni,
dzikości w niej tyle
ile w puszce piwa,
wystarczy akurat na dwa łyki.
Stary
patrzą na ciebie i myślą:
co tutaj robi ten śmieć?
Powinien wybrać śmierć.
Czy pozwolą ci
zaczerpnąć wody gdy usychasz,
choćby tej
spływającej z gargulców?
Młody, on to ma dobrze,
bezbłędnie antycypuje :
surowy sędzia feruje
belfer poucza namiętnie
ktoś się prostytuuje
ktoś coś tłumaczy mętnie
w amfiteatrze Flawiuszów
albo w teatrze cieni,
wyobraźni, kabuki czy w anatomicznym
najbardziej brzydzi obłuda
najpewniej zabija nuda;
on o tym wie, dlatego
nie płynie w wartkim nurcie.
Marku
ustępując sofistom
jesteś mi przykładem
lecz po whisky tracę rozum
po absyncie
nie tylko wyrozumiałość
dla tych co mnie zranili
i potem mi wstyd.
By rozpoznać ten smak
trzeba pić z wielu źródeł:
piję dziś za niechcianą miłość
za to
by umierała godnie.
Trzeba zachować wstrzemięźliwość.
Czerpiąc
nie wolno użalać się nad sobą.
Dodane przez Mateusz Kielan
dnia 16.05.2009 14:56 ˇ
7 Komentarzy ·
685 Czytań ·
|