| 
 To był cudowny dzień; był las, 
byliśmy my i, nie do wiary, 
wszystko co żywe wokół nas, 
chciało się nagle łączyć w pary. 
 
Rozumieliśmy się bez słów,  
czując i widząc co się kroi, 
wiedząc, że nam - naczelnym ów 
scenariusz nader nie przystoi. 
 
Studząc w strumieniu mini bar, 
wtuleni w siebie i w paprocie, 
podziwialiśmy jedną z par - 
węże - drgające w dziwnym splocie. 
 
Anka spytała: "Jak to jest, 
wąż nie ma rąk, ma łeb spod prasy, 
a walczy jak Christopher w "Quest" 
i na partnerkę taki łasy, 
 
że kiedy pozna już jej smak, 
nawet w zarośla się nie chowa. 
Czy z tą gadziną coś nie tak, 
czy karłem przy nim Casanova?" 
 
Tak przez godzinę, może dwie, 
wlewała mi do głowy szalej, 
a para zaplątanych - w tle 
baraszkowała cichcem dalej. 
 
Jak męskie ego zniosło ton 
tylu wymówek i sól w oku? 
Nijak. Zasadom rzekło: won! 
Naczelne z koksem. Gady - w szoku.   
  
Dodane przez  jacekjozefczyk
dnia 07.11.2008 19:04 ˇ
12 Komentarzy ·
1285 Czytań ·
  
 
 |