Szczerząc zęby do struchlałych pierogów powoli wraca
do siebie. Słońce przegryza firanki i staje się jasne,
że nadchodzi nieuchronna zagłada; na nic skwarki
maskujące i tłuszcz obniżający wykrywalność.
Czas wrócić między rafy skoroszytów, królestwo drapieżnych
dziurkaczy; rzeźbionych od początku świata razem
z biurkami nieruchomych poruszycieli wszystkiego
co jest jeszcze zdolne do ruchu; albowiem tu wszystko
staje się po raz pierwszy; albowiem na początku było
słowo i było dobre, bo było w piśmie z dnia i z sygnaturą.
Archabiurałowie okazujący odcienie woli nie przez pomyłkę
ale w zgodzie z wyższą racją, podstawowym składnikiem
przejrzystości która sama w sobie się przegląda
i sama sobie wystarcza za potwierdzenie doskonałości;
przeżarty słońcem, z korodującym portretem wulkanu
za oknem przeczuciami cały z tamtego świata
nie dowierza ruchowi wokół
wie że nadejdzie zagłada
nie tylko dla struchlałych pierogów
(znów się nieszczerze do nich szczerzy)
gdy kiedyś we wszystko to uwierzy
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1366 Czytań ·
|