Oli i Szymonowi
ten cierń lęgnie się i rozgałęzia pod powierzchnią.
autostrada numer cztery; zgorzelec; sytuacja graniczna
na krawędzi mordobicia przed przekroczeniem; poranek
biuralisty przełykającego koniec lontu, tlący się między zębami.
ta zadra nie zostawia śladów na nadgarstkach; nie pełga
w po-światach początku listopada. szemrze piaskiem
po dębie, sośnie toczonej przez korniki; zakwita mądrością
że Tybetańskie Księgi nie dotyczą tych, co pozostali.
biuralista na znak protestu pcha pod dziurkacz dłonie, puste
jak rozgrzebane gniazda drzew. miały zakląć siostrę, na palcu
wskazującym, który się nie waha, dyndającą jak pacynkę wspak
już nigdy dość bliźniaczych ramion brata.
zaklinacz papierowego absurdu dłubie bezsilnie
pod lewym bokiem. usiłuje wydobyć coś swojego
ale chociaż ćwiczony we współczuciu - obce te łzy
a cierń rozrasta się pod betonem autostrady numer cztery,
przerasta rozpacz, z której tylko drzazga świerzbi pod paznokciem.
i nie przebije tego betonu, tego szmeru na wieku z sosny czy dębu
systematycznego mozołu robactwa; suchości w ustach
która się lęgnie
we wszystkich lustrach.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1372 Czytań ·
|