Magdzie Malcherek
jeszcze raz czytam do bólu zwięzły biogram. odpamiętuję
banalną nikczemność znikania. najpierw pogłosy, potem kartka,
że pogrążeni zawiadamiają; do dzisiaj nikt nie wie nic pewnego
i nie ma kogo powołać na świadka.
zbieram w sobie to co pewne. pewne zakole Wisły. ołowiane
popołudnie. wymiana na ławce. Ona mi marlboro. ja jej camela.
na moście wiły się i wyły autobusy wawelskie jak stado smoków
w agonii a wzgórze tonęło w smogu.
pewien wieczór. już po wszystkim, chociaż nikt nie chciał
wierzyć, że to koniec. ktoś chciał widzieć ducha postawionego
do kąta gdy zalegliśmy w porze piania kurów tocząc rozmowy
o poczęciu wartym grzechu.
tak się poplotło jedno z drugim. rejestruję co zostało: czarna farba
do włosów, czarne oczy; czarna ramka wydzierająca spośród innych
niedokończonych życiorysów - ten jeden. i prawie na pewno
- brak adresu.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
1241 Czytań ·
|