widzę pomieszczenie niesprzątane od tygodni, noszące ślady
nie tak dawnej świetności, niezły sprzęt, który otula gruba warstwa
kurzu, piękny dywan na podłodze (trochę nie pasuje do wnętrza)
poplamiony do niemożliwości wszelkimi płynami i zetlałymi resztkami
jedzenia (zdaje się nie palisz, bo nie widać kiepów ani popielniczek)
a we wszystkich możliwych miejscach dziesiątki pustych butelek
po jakiejś słodkiej wódce: wiśniówka? cherry? w pólmroku nie widzę,
ale dawniej nie piłeś, bo nie przechodzi ci przez gardło czysta...
pomieszczenie nie wietrzone od prawie 2 miesięcy, w oknach
zasunięte kotary (pasują do reszty) tak, że nawet w dzień
panuje tu półmrok...
i widzę mężczyznę: wiek 26-28 lat, całkiem przystojny,
wygląda nieźle choć lustra nie widział od dawna... leży na jakimś
wyrze z butami na nogach, wzrok nieruchomo utkwiony w sufit,
tuż obok wyra prawie pusta butelka (pijesz już zgwinta? no fakt,
nie ma z czego) i mnóstwo pomiętych i potarganych kartek
ale jest kilkanaście całych... (nie piszesz wierszy na kompie)...
i tak oto na ruinach swojej prostej, życiowej filozofii spoczywa
żywy jeszcze człowiek, który nie chce się podnieść i iść dalej...
ta rzeczywistość ma przyczynę i bardzo dosadnie powiedziałbym
ci jaką, ale nie tutaj...
Dodane przez michalok
dnia 09.10.2008 10:19 ˇ
1 Komentarzy ·
867 Czytań ·
|