Nie jest to być może twierdzenie Fermata:
co miał na myśli poeta i znak zapytania.
Rzędy kresek ustawione jak triery,
ukryte w urwistych przesmykach interlinii:
polonistka B. to porażka, "skamieniały słowik"
to epitet, "zimowy wiatr kości" - metafora.
"Apollo i Marsjasz" jak ziarenka gorczycy,
wyrastają w kolejne wersy, w ich gałęziach
zalęgły się dzikie ptaki. Nieznajomy-doradca
nakreśla gdzie indziej odręczny ekslibris:
"jeżeli nie możesz być z kobietą którą kochasz
kochaj i z tą, z którą jesteś", na twardej,
zielonej oprawie "Listów Sylwii Plath",
zapewne i kogoś jeszcze. "29 września 1950 r."
telegram bez nadawcy, nie sposób zrozumieć:
jakaś proporcja, słupek mnożenia, liścik
podarty, schowany pomiędzy stronami
jak mrówka w zagięciach kory drzewa. To dziś
przemienia się na zawsze.
Są też: przepis na naleśniki w Notatkach,
rachunek w Przezroczystych przedmiotach,
krawędzie, obrzeża i marginesy,
pismo urwane, szybkie, niewyraźne -
załączone jak dowód w aktach sprawy,
jak corpus delicti - tak, by choć trochę
życie nie miało żadnego alibi.
|