Spacerując tym chodnikiem po raz piąty
obok ruchomych zegarków i skarłowaciałych
ptaków mam na uwadze trzy czwarte poezji
lat dziewięćdziesiątych.
Na rozpalonych maskach samochodów
cień późnego popołudnia spotyka się
z przedwczesnym wieczorem i właśnie wtedy,
dopalam rude policzki siadając tam,
gdzie zanim nastały lata dziewięćdziesiąte,
ja byłem Indianinem i miałem swój rower, ty
czekałaś w piaskownicy, aż przyniosę
plastikową łopatkę, którą kopaliśmy tunel do Chin.
Potem przyszły lata dziewięćdziesiąte,
pijane matury, pierwsze chryzantemy.
Pamiętam, że następnego dnia
siedzieliśmy po drugiej stronie jezdni
i na zmianę malowaliśmy, zbity
na szybko z dwóch desek krzyż.
Dodane przez admin
dnia 01.01.1970 00:00 ˇ
686 Czytań ·
|