Pisząc z nienagannie powolną pewnością,
bez bałaganu myśli, spokojnie patrzę,
jak gruchają miłośnie gołębie w mym ciele,
które może pochodzi z arabskiej pustyni.
Niezdarny i nieludzko silny jest los w tym kraju,
gdzie gwiazdy wolniej o zmierzchu spadają.
Gdzie torturowany tęsknotą nawałnic,
w modlitwie pierwszych promieni słońca,
dotykam języka - w nim Bóg wydaje rozkazy aniołom.
Ja, z jego liter nic nigdy nie stworzę.
Nieistniejące miasto i jeźdźcy bez koni.
Więzienie, którego murów nikt nigdy nie widział.
Waleczni żołnierze z mieczami z wikliny
śpią z otwartymi oczyma.
Dzięki naukowej logice
[co zesłała mi jedynie nienawiść],
połknąłem pochlebstwa jak morskie ostrygi
i znikło to wszystko,a moja pamięć
stała się zwierciadłem dla drobnych podłości;
niegdyś - substancja zdolna przyjmować dowolnie
postać człowieka, rośliny, zwierzęcia.
W czasach gdy świat był niewinny i przerażający.
Gdy żył we mnie jeszcze czysty lęk przed materią.
pozdrawiam
Piotr
Dodane przez Szanti
dnia 03.07.2008 05:47 ˇ
4 Komentarzy ·
656 Czytań ·
|