nie rozmawialiśmy od czasu powodzi. jacyś więksi mężczyźni
pomagali ci uporać się z całym zniszczeniem. z łatwością
podnosili wiadra pełne mułu, jak kosze suszonych grzybów.
z gałęzi, które wpłynęły pod twoje łóżko mogli stworzyć dach,
ale dach nie ucierpiał tu wcale. spotkałem ich w innej części
miasta, gdy kupowali farbę, tapety, gwoździe i jeszcze trochę
piw. mówili, że zdzierają zatęchłe tapety myśląc o twoim ciele,
że z chęcią to z ciebie zsunęliby niepotrzebne warstwy. i tak.
niewiele chcę ci o tym opowiadać. mówienia starcza tylko
na kilka ruchów łopatą. potem okazuje się, że nie pasujemy,
kanapa nie mieści się do przyczepy, osunięte deski pękają,
a wynajęci mężczyźni i ich pojemny pontiac, są całkiem mali,
przegrani, gdy mży.
Dodane przez noce na polu
dnia 05.06.2008 09:53 ˇ
3 Komentarzy ·
513 Czytań ·
|