był w miejscach, w których ocieraliśmy się o brzeg. Na styku palców,
na przykład, w podbrzuszach. To było w czasach, kiedy mieszkaliśmy
w obcych domach, w cudzym świetle, kradzionym spod okien.
Byliśmy młodzi i jednakowo bladzi, z sinymi stopami.
Odpływ znaczył tyle, co ciepło, więc chłonęliśmy wilgoć
rozchylonymi ustami, uniesionymi do góry. Tam wszystko było proste.
I nigdy nie było za dużo. Zjadaliśmy się nawzajem, a głód,
ten zimny potwór, zaplatał w nas supły, podchodził do gardeł.
Dodane przez Joanna Lech
dnia 27.05.2008 11:45 ˇ
6 Komentarzy ·
1258 Czytań ·
|