Postów: 995 Miejscowość: Wieliczka Data rejestracji: 01.06.11
Dodane dnia 03.04.2013 13:35
Dziewczęcy szloch naprowadził polującego króla Golauda nad brzeg źródła, nad którym nachylona lała łzy do krynicy piękna nieznajoma. Na dnie zdroju połyskiwała (przypuszczalnie jej) złota korona.
Kiedy myśliwy chciał wydobyć klejnot, podobna rusałki jasnowłosa, zagroziła samobójstwem.
Oczywiście Golaud natychmiast pokochał owo półzaświatowe zjawisko, i choć jeszcze sam nie poznał nawet jej imienia oraz licząc się z ewentualnym oporem matki, to postanowił tajemniczą pannę poślubić.
Niemniej, jak w każdej celtyckiej baśni, również i tu pomiędzy niby kochających się małżonków wszedł ktoś trzeci. Zresztą nieumyślnie, bowiem brat władcy, Peleas, ani nie zamierzał skrzywdzić starszego brata, ani tym bardziej uwieść swej bratowej, jednak splot nieszczęśliwych wypadków doprowadził do tragedii, choć Melizanda (fizycznie) męża nie zdradziła.
Golaud w zazdrosnym szale zabił Peleasa, natomiast Melizanda umarła przy porodzie wydawszy na świat córkę, rodzone dziecko swojego męża.
Osnuta na dramacie M. Maeterlincka (1862-1949) opera C. Debussy (1862-1918) jest dziełem wielce osobliwym. Osobliwym dlatego, ponieważ nie uświadczy się w nim spektakularnych efektów akustyczno-dramatycznych. Wyciszona i subtelna pobrzmiewa sobie półśpiewnym parlandem na jedwabistej muzycznej tkaninie.
Sama opera C. Debussy jest do pewnego stopnia ponadczasowa, jednak do tej pory niezastąpioną odtwórczością tytułowej Melizandy była polska śpiewaczka Maria Modrakowska-Jackowska (1896-1965) wielicka Lwowianka względnie lwowska Wieliczanka.
Jej mąż: Tadeusz Gustaw Jackowski (1889-1972) tak o niej napisał w Pamiętnikach[1]:
Podczas jednej z moich podróży do Małopolski pojechałem także do Wieliczki. Gdy zwiedzałem to stare kazimierzowskie miasto, kopalnie soli nie przypuszczałem, że w tym uroczym zakątku żyła wówczas zadziwiająco utalentowana Marysia Kuczkiewicz, późniejsza moja żona, córka Stanisława Kuczkiewicza, wybitnego inżyniera i subtelnego melomana, którego zasługi dla miasta zostały uczczone przez nazwanie jego imieniem jednej z ulic.
W rzeczywistości wymieniony Stanisław Kuczkiewicz był krewnym ojca Artystki, również Stanisława, ożenionego oraz osiadłego we Lwowie. Maria z Kuczkiewiczów Modrakowska-Jackowska, urodzona, wychowana i wykształcona we Lwowie (tam zdała maturę w 1913 roku i tam też ukończyła klasę fortepianu w Lwowskim Konserwatorium Muzycznym pod kierunkiem cenionej interpretatorki-szopenistki, profesor Heleny Ottawowej) Wieliczkę odwiedzała wyłącznie w celach rodzinno towarzyskich.
W 1920 roku rozpoczęła studia na Wydziale Przyrodniczym Uniwersytetu Warszawskiego i zarazem pełniła obowiązki asystentki przy katedrze farmakognozji i kierownika Ogrodu Roślin Lekarskich UW.
W międzyczasie kontynuowała naukę śpiewu u słynnej sopranistki Heleny Zboińskiej-Ruszkowskiej oraz kontynuowała pianistyczne studia u Henryka Melcera; w 1926 roku otrzymawszy stypendium państwowe wyjechała do Francji. W roku 1928 zaangażowano ją do paryskiej Opery Komicznej; ponadto: słuchała wykładów Nadii Boulanger i kontynuowała naukę śpiewu u znanej Claire Croisat. W 1932 roku została zatrudniona na stanowisku profesora śpiewu i interpretacji w Ecole Normale de Musique. Była też stałą recenzentką w paryskim czasopiśmie muzycznym pt. Le Monde Musicale, autorką wydrukowanej we Francji sztuki Agnes oraz opublikowanej przez warszawskie wydawnictwo Rój powieści pt. Anetka.
Po 12 latach pobytu na obczyźnie, Maria Modrakowska-Jackowska przyjechała na dłużej do kraju; w rzeczywistości, z uwagi na wojnę i zmiany polityczne, na stałe.
W czasie okupacji ukrywała się wraz z mężem (dyplomatą) pod swoim panieńskim nazwiskiem, w latach 1945-1949 zorganizowała życie muzyczne w Częstochowie, później przeniosła się do Krakowa (była m. in. profesorem w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej, w Liceum Muzycznym oraz w krakowskiej PWST).
Zmarła 16 października 1965 roku we Wrocławiu, w 5 dni później pochowana na krakowskim Salwatorze.
Jedyną sceniczną rolą wielkiej Artystki jest opisana w przedmowie niniejszego tekstu Melizanda, mimo że o samym dramacie Maeterlincka odtwórczyni tytułowej roli wypowiadała się w sposób wielce krytyczny, upatrując powodzenie tej swojej sztandarowej kreacji w li tylko genialnej muzyce C. Debussy. W świetle opinii Zygmunta Mycielskiego (1907-1987): Maria Modrakowska muzyczny Paryż podbiła z miejsca nie za bardzo przy tym zdając sobie sprawy z tego faktu. Z natury bowiem będąc osobą nadzwyczaj skromną, o ujmującej dobroci i słodyczy charakteru, Pani Maria Modrakowska talent swój przyjmowała jako dar od Boga, a swą głęboką oraz wszechstronną wiedzę niczym coś oczywistego; coś, co wynika z ciężkiej, połączonej z gruntowną nauką, pracy. W swoim kraju raczej nie-rozpoznana, a przecież (przy niezrównanej dykcji) barwę jej głosu cechowała nieziemska czystość. Rzadko, bo rzadko, lecz do połowy lat pięćdziesiątych jeszcze można było usłyszeć w Polskim Radiu Kraków ten jej niepowtarzalny, niby anielski zaśpiew kryształowego fletu, trel, mknący idealnie równą i coraz bardziej rozjarzoną srebrno złotą smugą ku czerniejącym nocą, przepastnym niebiosom.
Zawsze zadziwiała mnie jej wielka skromność oraz prostota, powie o swojej Mistrzyni Wanda Szczuka-Pawłowska, absolutny braksamolubstwa i zawiści [...] Miała w sobie wielką ewangeliczną dobroć, która promieniowała z niej jak światło.[2]
[1] Walka o polskość. Kraków 1972, s. 151
[2] Cytat zaczerpnięty z notatek prywatnych; niestety nie zanotowałam źródła pochodzenia.
Skocz do Forum:
Pajacyk
Logowanie
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.