monologiem jest każdego życie
w który wkrada się rozmowy szept
mogący stać się jeśli tylko zechce krzykiem.
otworzyłem okulary patrzące w oczy jakby były oknami na których łatwo jest spłukać kurz,
przez chwilę poganiać zbłąkaną kroplę, wypolerować rysę, przyłapać załamanie światła,
widzieć siewne postacie kiełkujące kolejnym krokiem i wyprzedzające nieśpieszne cienie.
czuję na sobie wypukłości twarzy, możliwe, że to wilgotne powietrze odwzorowuje
zawieszoną maskę, albo kłąb dymu z papierosa oblewa kształty pomijając trwożnie ostre
miejsca zmarszczek.
jestem tam zaledwie fragmentem, nawet nie jedną cienką smugą padająca gdziekolwiek pod
kątem, a stając się obserwatorem muszę pamiętać, że wciąż jestem widzialny z zapamiętanym
kadrem, tak jakbym miał w dłoniach wszystkie części dzielonego okna i rozbił bez słowa aby
z ich kawałków ukształtować zdania nie podobne do siebie.
strach bez twarzy, z zalążkiem ciała zatrzymanego ostrym impulsem, plamą światła, jakby był
filarem podtrzymującym sklepieniem trwożnych myśli na których rozcina się powtarzane nad
wyraz ciche, głęboko zakorzenione zdanie wypływające wolno z wilgocią bezstronnego
betonowego muru, który pod stopami zostawił litościwie swój fragment, kropkę, o którą
wypadałoby się potknąć, bo jest zbyt ciężka aby ją zabrać.
Dodane przez pineska
dnia 11.05.2008 06:52 ˇ
1 Komentarzy ·
596 Czytań ·
|