O przedświątecznym myciu okien
Dodane przez Hardy dnia 29.03.2024 10:40
Za pasem święta. Żona marudzi,
bym się przy oknach trochę natrudził.
Taka tradycja r11; mieć szyby czyste
na czas świąteczny, to oczywiste.
"Dzisiaj nie pada, zawiń rękawy
i do roboty! Nie wyjdziesz z wprawy."
Chęci nie miałem. "Jak dać drapaka?"
lecz gdy wspomniałem, że "za dzieciaka"
na święta parkiet się wiórkowałor...
"Wtedy to trudu było niemało!"
więc dla świętego w domu spokoju...
"Uszy po sobie. Ruszam do boju!"...
Już okna czyste. Zmyte porządnie,
choć straty były - schlapałem spodnie.
Szyby lśnią pięknie, słońce w zenicie
aż mnie oślepia. Zwężam źrenice...
lecz Sol to zdrajca! - Kurz na podłodze
ujawnił oczom. Zmartwił mnie srodze,
gdyż, aby spokój wciąż w domu gościł,
znów słucham żony: "Umyj w całości".
Łapię odkurzacz. Mopem poprawiam,
by żaden pyłek kurzu nie nawiał.
W myśli się cieszę: "Wreszcie! Skończone!"
W dzień zadowolić też można żonę.
Nagle... zagrzmiało, aż przeszły dreszcze -
wichura z piachem, lunęło deszczem.
Pośpiech przy oknach się nie opłacał,
na marne poszła cała ma praca.
...aż mnie zdradliwa myśl umęczyła:
"A mogłem palcem w bucie pokiwać.
Szyby na święta i tak znów brudne.
W nocy nie widać, tylko w południe.
Zresztą... przy stole będziemy siedzieć,
nie zaś przez okno pogodę śledzić.
By się wymigać, mogłem pokwękać,
a tak spamiętam - święta to męka"