NASZ SŁONY RACHUNEK(wybrane wiersze)
Antyfona do kiełbasy zwyczajnej
Jerzemu Gizelii
Pocieszycielko nasza
Przekrwionym wzrokiem
Wodząca po sznurku
Matko bolesna
Powieszona dla nas
I za nas na haku
Góro mięsa różnego
Wszystkich zwierząt
Z taniej jatki
Patronko wszystkich rzeźni
Z bielmem tłuszczu
Na oku
Lubimy cię zwłaszcza
Na dużej przerwie
Gdy z chleba naszego powszedniego
Język wystawiasz czerwony
Nasze szczęki
Zaciskają się wtedy kurczowo
Tak bardzo cię kochamy
Że pełnymi ustami chwalimy rzeźnika
A gdy przyjdzie nam
Stanąć po ciebie
W kolejce pełnej po brzegi
Myślimy opanowani
A cena jej Czterdzieści i cztery
Zburzył mi się człowiek
Jeszcze wczoraj szedł
wpólne były nasze kroki
mówiliśmy jak zwykle
ktoś pisał wyroki
czerwonym atramentem
Ktoś pchał wózek
pełen dziecka
a dziecko się śmiało
jeszcze nie z pchającego
ale już do niego
Potem zniknął w tłumie
łatwo tam się zgubić
rozmowa się urwała
jak wiadro u studni
Czasem go spotykam
cień mu się wydłużył
a oczy biegają
jakby były cudze
Stary sad
Jabłka juz tylko Bogu podaje
wszedł jedną nogą
w niebieskie zwyczaje
stary sad
Anioły jabłka suszą
węgierki szczypią w locie
sto pociech
Jeszcze pół ludziom
pół Bogu widzialny
w beznadziei straszny
lecz niepodważalny
stary sad
Dziczeje
powoli wraca do natury
lecz w swej starości
sam nie wie do której
Miesza mu się Newton
i Adam i Ewa
już nie ma w nim dawno
zakazanego drzewa
Stary
śmiertelny sad
powrót