CHORY NA STUDNIĘ(fragment)
Pogodny świt obudził Jaskółkę. Bardzo chciało mu się pić Ucieszył się jak dziecko, bo nagle przypomniał sobie, że wreszcie ma swoją studnię. Uznał, iż przez noc woda musiała się ustać i oczyścić, więc powoli, z majestatem, mimo olbrzymiego pragnienia, opuszczał wiadro do studni.
Kołowrót chodził lekko, bo był naoliwiony. Wreszcie usłyszał, jak dotknęło lustra wody, a potem się zanurzyło. Rozpierała go duma. Wreszcie dopiął swego. Wiadro wyjrzało na świat. Woda w nim była krystaliczna, zimna i jakby żywa. Sama rwała się do ust. Na wewnętrznych ścianach wiadra potworzyły się perełki powietrza. Jeszcze nigdy takiej wody Jaskółka nie widział. Miała tyle wolności w sobie, że celnika przeszedł dreszcz rozkoszy. Schylił się nad nią, jak nad panną młodą w białym welonie. To była ich noc poślubna. Zaczął ją głaskać i pieścić coraz czulej. Poczuł jej wilgotność w palcach i dłoniach. Ona lekko drżała, zdziwiona jasnością poranka. Pierwszy raz urwała się przecież z wiecznej ciemności. Wreszcie napięła się cała i otworzyła na oścież. Wtedy on zanurzył się w niej, delikatnie przypiął się do jej ledwie uchwytnej skóry. Już nie panował nad sobą, zanurzył w niej całą głowę. Zaczął pić łapczywie, a ciałem jego, jeszcze gorącym od wczorajszej wódki, aż zatrzęsło. Pił źródlaną wodę ustami, oczami, uszami, a nawet włosami. Dopiero po chwili ocknął się i wrócił na ziemię.
- Mineralna !!! – krzyknął jak poparzony, że aż go odrzuciło. –Niech to krew zaleje !!!
Wbiegł do domu z obłędem w oczach, stawiając, mimo wczesnej pory, wszystkich domowników na równe nogi. Poruszenie było wielkie. Nikt nie chciał dać wiary wieściom, ale nie było najmniejszej wątpliwości. U Jaskółki trafili na źródło wody mineralnej, która w naszym miasteczku od dawien dawna nazywano kwaśną wodą. Kilka takich źródeł było w okolicy, a wodę tę pito ze względów leczniczych. Dlatego przyjeżdżali do nas letnicy na leczenie i na kąpiele borowinowe i mineralne. Teraz obok zdrojów: „Anna”, „Grunwald” czy „Antoni”, pojawiło się nowe – „Zdrój Jaskółka”.
Faryzeuszowi Serwalowi spadł kamień z serca, bo jednak Jaskółka dalej będzie musiał chodzić po wodę do rzeki. Herbaty ani zupy na kwaśnej wodzie przecież nie ugotuje. No, chyba żeby otworzył wytwórnię wód mineralnych. Ale przecież skąd weźmie kasę na rozkręcenie interesu.
- A jak mu dadzą pożyczkę z banku? Nie! Ja tego nie przeżyję! – warknął Zerwal i udał się w kierunku gospody.