ZERA
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 01:00



Ocierając się o innych, można wiele się nauczyć, wynieść
Pożytek z gier i podchodów lub nagle znaleźć się w samym
Oku cyklonu ulewy bez parasola i moknąć samemu
Aż po kolejny finisz nocy, na skraju czegoś, co nie przypomina
W niczym zabranych przez pamięć uroczych zakątków
Tego kraju. Odcumowawszy, wcale nikogo nie opuszczasz,

Brodzisz tylko przez własne roztargnienie i wciąż spotykasz
Zbłądzonych. Ciemny ludek biega sobie
W jasny dzionek jak po placu zabaw, goniąc za czymś, co ulotnie
Łaskocze gardła. Pan już to widział? Czy Pan może mi jeszcze
Raz to powtórzyć? Berek. I nawet nie masz gdzie się z tym
Podziać, kiedy raz po raz ktoś pochyla się
I podnosi z ziemi kamyk lub przelotnie rzuca jakimś
Ratunkowym kołem w tę powódź smutku i przyczyn, które
Zaraz tonie. Na wypiętych piersiach błyszczy skrawek

Cienia, choć księżyc nie zajął jeszcze narożnika,
A przycupnięty na wargach dach nieba zaprasza na swój
Taras i coś szarpie cię za sznurek i coś tam do tego tłumaczy,
Kiedy jeszcze o niczym nie możemy powiedzieć,
Że już się skończyło, skoro się tak smakowicie zanosiło.
Wpatrzeni w dal podsuwają ci lornetki i wykrawają trochę
Czasu z napiętych spotkań. Spotykają się bowiem
Z tobą mimochodem i już zostają prawie na zawsze w
Sidłach twoich powiek i trzymając w dłoniach jakby latawiec,
Dmuchają w niego na okrągło jak w wiatraczek.