CZERWCOWE OPÓŹNIENIA
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 01:00




Ciche odgłosy krzątaniny schodziły się z lekkim
Szumem spychanego dnia, kiedy wyszedłem przed dom, żeby
Poczekać z rozmową nie mogącą się odbyć ani wcześniej
Ani teraz. Wszyscy jakby zapomnieli o wszystkich,
Którym byli dłużni relację z powrotu, i poszli sobie na zakupy
Lub na przechadzkę oszołomieni pogodą, czy
Zaproszeniem na piątkowy wieczór. Może powinienem dołączyć
Jednak do kogoś, ażeby nie mógł nic więcej powiedzieć
I przy wspólnych świecach, zaopatrzeni w papierosy,
Zapalniczki i inne szpargały, snując wspomnienia i przeczesując
Łzawiącą realność czyichś słów, być nareszcie u siebie?
W tym osunięciu na margines dnia uderza wyjątkowe
Poczucie bezczynności. Brązowe meble
Tarasują kąty. Kąty stoją więc pewnie i koślawią wymarzoną geometrię
Domu, gdzie mieszkają oddani sobie starzy ludzie, którzy nie
Przyjmują już wieści płynących po rozćwierkanych łączach, są
Tylko dla siebie i nie chcą już w żaden sposób nikomu pomóc.

Unieruchomiony, wydaje się sobie aż nadto
Aktywny. Ilekroć chce coś komuś przynieść, przynosi
Jeszcze trochę z tego, o czym nigdy wcześniej nie wspominał,
Plącząc się w suchych wypowiedziach, i ilekroć
Zwraca się do mnie, łapię w lot, o co mogłoby jeszcze chodzić,
Gdyby nie ileś tam twarzy wczepionych w usta drżące z chłodu.
Spóźnisz się, wyjedziesz i nie będziesz miał czym wrócić.
Ten motyw prześladuje cię, odkąd parokrotnie szarpnięto tobą za
Rękaw, obwieszczając koniec jazdy i teraz siedzisz,
Jakbyś był gotów złamać hasło krzyżówki jednym
Pociągnięciem wzroku. Cóż takiego dzieje się tam, gdzie nikt
Nie spodziewa się, że za chwilę będziesz? Praktycznie istnieje
Multum kombinacji dostania się do wnętrza tej pancernej
Skrzyni, którą zdaje się być każdy, i wtedy ona podsuwa
Ci tytuły podręczników pokazujących różnice i sposoby jak to
Przeprowadzić. Chmury gradowe zbierając się od dawna,
Ruszają na miasta i przechodzą przez pamięć jak woda płucząca
Owoce w sitku. Z kupionym biletem stoisz
Na peronie, czujesz się zaplombowany i wrysowany w tło
Armatury ula i mrowiska, przydzielony w określonych
Relacjach do każdego punktu, do każdej przystani
I miejsca na pozór wolnego, ale dobrze obserwowanego przez
Okulary lub oczka czujników, a tobie ma się przecież udać ta podróż.

Tak sobie życzeniowo myślisz. Oddala się stacja, oddalają się
Statyści i stróże porządku, niknie makieta za makietą i spłaszczony
Widoczek ustępuje miejsca nowej fakturze chwil, w których
Dzieje się ni mniej ni więcej, niż na zaśnieżonym ekranie. Zmieniają się
Podwoje, kręgi rozstępują się nieregularnie, przekonuje cię to do
Iluś jeszcze kroków i mieszkanie, ta pusta kapsuła twoich lat,
Zaczyna pomalutku się zbliżać. Wujek, co to spędził dwa długie
Lata na końcu argentyńskiego cypla, lubi sobie powspominać, jak to
Został sam nad brzegiem rwącego potoku i zarzuciwszy
Wędkę, łowił pstrąga za pstrągiem i sielanka trwałaby dłużej,
Gdyby nie kołujące nad nim stadko sępów. Wujek nie łowi już niczego
I jest nam bardzo dobrze, kiedy możemy dowiedzieć się
Za każdym razem, ile pstrągów zdołał uratować, a iloma nakarmiły się
Sępy. Czy to może czegoś dowieść? Pomimo wyraźnych
Przesileń, upałów i pozrywanych myśli, muzyka skocznie
Pomyka w głąb ciebie. Masz teraz cały zastęp dawno
Rozproszonych istot, z którymi wiązałeś jakieś plany
I szliście o zakład – kto będzie szybszy i doleci do końca parku.
Aż kiedyś znalazł się jeden i rozebrawszy się do naga
Przebiegł przez całą ulicę tam i z powrotem. Nigdy potem nie widziałeś
Czegoś podobnego. Jesteś zatrzaśnięty od wewnątrz, jakbyś
Utknął w windzie, choć jest to tunel. Skończoność pięter okazuje się
Nader jasnym znakiem, żeby nie wziąć paru poprawek na
Długość tunelu, w który wjechało się kiedyś i jedzie się wciąż,
W naziemnej kolejce podmiejskiej trasy. Kiedy więc wracasz,
Wszystko osacza cię swoim świergotem, roztopione i wklęsłe,
Zachowując się, jak na oblicze, nie tak płynnie, jak można byłoby
Spodziewać się po tym, co cię zastało i przechowało,
W łucie i w draśnięciu szczęścia danego przez wyjazd.