LETNIE DNI
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 01:00





Kiedy tracił panowanie, widział za
Sobą smętny ogon dymu. Zestrzelony? Ależ skąd.
Nieprzyjemny warkot tysiąca kół, trybików
I tłoków, jak nieprzyjemny woreczek
Z piaskiem wybranym z czyichś ust. Pora
Zjednuje spóźnionych i dookolna wrzawa
Opada jak fontanna. Płaskie, lizane stopy i
Płaskie, haczykowato zakończone daty.

Człowiek bez smugi twarzy stał nad brzegiem
Morza i sypał weń sól. A wtedy
Rozpryskująca się piana powlekła mu oczy
I z luki wyszedł do niego posłaniec,
Wręczając upominek. Cóż za czasy, pełne
Przyspieszonych ruchów, anonimowych
Dubli i stokrotnych podziękowań za wszystko,
Co jeszcze ma się zdarzyć, albowiem z każdej opowieści
Wypada motek i przepada w jakiejś kratce ściekowej.

Przyniesione torby z owocami, prześwietlone
Żółcią papiery i wciąż zmieniające woń zdjęcia
Z wycieczek do miejsc nietutejszych, dolin
Łagodnie przechodzących w urwisty,
Wystrzępiony łańcuch skał. Będziemy mogli ssać
Słomkę słońca i będziemy wysysani przez następne
Zachody aż do szpiku i tyle z tego pozostanie,
Co jest na zewnątrz, jak ciągnące się pola
Nieużytków, w tym przebudzeniu dawno pominiętym.