OGNIK NIE MIESZCZĄCY SIĘ W OCZACH
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 01:00




W których momentach buzowało najjaśniejsze
Światło, kiedy na wszystko inne mieliśmy wilczy apetyt,
Ukradkiem biorąc jak najwięcej z ułożonej kupki
Źdźbeł i patyczków, żeby ogień mógł wschodzić wyżej,
Niż zatrzymany czubkiem sosny księżyc?

Wciąż zmieniały się pary na kwadracie przestronnego pokoju,
Stoły zepchnięte w kąty wychodziły z roli mebli i
Zbliżywszy się do schodów, zapraszały na górę. To są
Byłe chwile. Czy coś jeszcze z tego pamiętasz? Albowiem
Prowadzę aktywny tryb życia, co jest chyba dość
Jasne, bo aktywnie siedzę i patrzę na rozpaloną ulicę wiecznie
Spadającą poza ostatni jej zakręt, rozwiązując przy tym
Po raz setny rebus z pustych kratek. Cóż, w tym, co idzie
Ciągle za mną, nie ma co prawda słów, ale kształtny
Cień mówi bieglej niż odpowiedź na nie odbytą rozmowę.

Komu więc płoniesz, ogniu podany? Wszyscy, jak tu
Siedzimy, palimy i ty wciąż pojawiasz się w każdym,
Choć nikogo nie spalasz. Wydobyć z siebie
Wszelką nostalgię miejsca, oznaczało by teraz, że wybór
Okazuje się niemożliwie trafnym posunięciem, ponieważ
Żadna łódź nie przeniesie nas na drugi brzeg,
Jeśli wciąż zmierzamy do pierwszego, zakurzeni i zbici z tropu
Jak w podmiejskim barze, gdzie pierwszeństwo nie jest
Sprawą kolejności. Pociągały mnie różne sznurki,
Nawijałem różnokolorowe szpulki, niektóre okazje wypuszczałem
Jak złapane muchy, dzięki czemu prawie już byłem pewny,
Że liczy się dzień, w którym jest rzecz nie do zatrzymania.
Zamieniło się kilku miejscami, odjeżdżają w jednym kierunku.