PRZEDŁUŻONY MOMENT WYJŚCIA
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 01:00



Wszelkie próby oddania zaprowadzonego porządku
Spotkać musi opór ukryty w każdej cząstce pominiętej jakby
Ku przestrodze. Jasne, wielomówiące podziały na grających
Dla zabicia czasu i na rozpaczliwie przełamujących się

Ostatnią deską ratunku, pozostają w swoim rozgardiaszu
Zaniechań, pod różowiutkim skrzydłem świtu, kiedy trzymamy się
Jeszcze mocno, coś mówiąc do siebie. Próby mają w sobie mus,
A przepychanki toną w karnawale świątecznej masy.

Na okrętkę ponawiamy i wyjeżdżamy, wyjechawszy poza
Zamieć trasy i na tym poboczu szklą się bladością źrenice a
Trochę ożywione miejsca skaczą jak w bocznym lusterku.
Tu cię kiedyś znalazłem i zostawiłem w trakcie. Potem

Zrywaliśmy drzewom liście, zabierani przez fałdę rosnącego
Popołudnia. Półsenne fotografie czekają na podarcie. Na ostrym
Wirażu wszystko dzieje się na opak, i nawet gdy wypraszani
Przedłużają moment wyjścia, każdy z każdym spotyka się na dole.

##
W KOTKA I MYSZKĘ



Czy w tym milczącym zakłóceniu, możemy przynajmniej
Rozmawiać o zabieraniu i przywracaniu
Scen balansujących na krawędziach bliźniaczych snów i
Sklejonych teraźniejszą jawą stron? Mrużę oczy i zapamiętale
Zwiedzam ciemny pokój, kierując się zapalonym w
Łazience światłem. Kto pluska się o tej porze?

Ten kraj z coraz większym impetem karmi cię, jak gorliwa i sumienna
Przedszkolanka, milionami możliwości zrobienia wokół
Siebie porządku, bez najmniejszego wysiłku uczynienia ze
Swojego życia taryfy ulgowej. I przychodzi nam
Zabrać manatki. Ty wyjeżdżasz w góry, chcąc dowieść komuś,
Że jesteś niezastąpiona, a miejsce, w którym pozostaję
Nie jest nawet zaprószone sadzą ze spalonego marzenia o miejscu
Znajdującym się poza domeną cyfr. Będę płonął jak
Jemioła pod lampą i nie całując się z nikim, wypowiem
Życzenia nie ziszczania się żadnych najdrobniejszych skutków,
Wygięty promienistym łukiem spadłym jak kropla, bo
Nie znam cię na pamięć, myszko, szczególnie wtedy, kiedy
Uciekasz przed każdym szmerem w tunelik. Właśnie

Zjeżdżam windą i jestem pozbawiony trybów, gryzę drewienko
I drewnieje mi język, który łamie się w końcu i opowiada ci o
Końcówce rundy po mieście. Trafisz w serce tego
Labiryntu jakby cię w nie zrzucono, bo desant dopiero co się
Zaczyna, choć natarcie nie było niczym poprzedzone.

Wszelki kurz znika nagle, przygnieciony wcześniej
Taflą chłodu. Marzną nam dłonie, rozgrzewamy się tylko tym,
Co będzie szło po nas, gdyż nic nie rokuje tylu
Nadziei, co kolejny rok, wobec którego litania wróżebnych
Wątków jest pestką, dynią i diabelskim kołem.
Gdzie się więc podziejesz z tym kotylionem, kiedy bal
Ucichnie i zostanie ci ostatni sztuczny ogień, kotku?