Parpar
Dodane przez mauricjo dnia 28.01.2008 23:03
Parpar


Biała apatia, nienawiść do ruchu
Skrzętnie ukryta purpura pożądań
Z tego się składam, to są moje barwy
Żegnaj me ciało przyzywam Cię duchu
Błękitny motyl miał wzrosnąć z tej larwy

I dokąd lecisz słaby, chudy bycie?
I po co patrzysz za siebie, na pola?
Pełne brunatnych plam i wstęg czerwonych
Gdzie głowa smoka nad wejściem do klubu
A w morzu fale huczą i taksówki
Czemu chcesz za to płacić własną krwią?
Kiedy w kieszeni nie ma ni złotówki?

Biedny motylku obciągnięty skórką!
Tylko szkielecik i serce bijące
Czemu się nie chcesz zatrzymać na łące
Czemu nie spoczniesz nędzna kreaturko?

Jak twarz czasami zastygła być może
A usta zbyt ściśnięte by powiedzieć "kocham"
Dziadek wciąż patrzy zza kurtyny cienia
"Och wnuczku, wnuczku powtórz moje błędy
Pokaż że jesteś krwią z mej krwi i ciałem
Znad ukraińskich równin, oto bądź smutny
I tajemniczy jak kurhan na stepie jak
Opuszczony chutor czy sztetl spustoszony"




Motylku, jakiś brzydki z perspektywy bliskiej!
A byłeś tak mityczny, pachnący, odległy
A teraz brudne cętki na piersi twej śliskiej
I twoja twarz zrobiona(wybacz proszę) - z cegły

A głowa smoka zionie ogniem nad framugą drzwi...
Widzę dokładnie plątaninę ciał, czuję każde drgnienie
I twarz szatana z brodą, jeśli dobrze kojarzę, smok
Patrzy na mnie i zaciska kły ilekroć tam idę spełnić
Twoją wolę, Boże mój Boże czemuś mnie opuścił?
Widzę herbatę w torebkach trójkątnych, widzę
Pukanie do drzwi, sen i ciszę, płyn w kieliszkach

I skrzypce znam z Barcelony, one tak lubią wbijać się
W mózg choć mogę im przeciwstawić inne skrzypce
One dały mi życie, one też zabiorą, bo tak naprawdę
Muzyka...wiem Panie Verlaine, ona nade wszystko

Kto pozwolił rodzić się na nowo w ramionach Perły?
I kto nakazał chwycić Ją w dłonie? Czym jest
Szukanie białych rajstop w sklepie, herbata, ściąganie
Butów, dawanie chusteczki, czym jest ten przyrost
Mięśnia sercowego i ramiona które nie tną już powietrza?

Czym są twarze naszych dzieci zapisane w niebie?
Czy widzisz te oczy, wołające usta one chcą tylko
Zstąpić, nie zawiedźmy ich, nie pozwólmy im się
Nie narodzić. Oto jestem. Ja. Jeden człowiek.

Tylko jeden człowiek. Ale moje lustro nie jest puste.
Niebo, chociaż zamglone pamięta kształt krzyża
Oto jestem. I smok stanął przed zakochanymi
Aby, gdy tylko obudzą się, pożreć ich serca

Wiem, trzeba: vorvarts, en avant, allez!
Biała apatia, nienawiść do ruchu
Skrzętnie ukryta purpura pożądań
Z tego się składam, to są moje barwy
Żegnaj me ciało przyzywam Cię duchu
Błękitny motyl miał wzrosnąć z tej larwy

Biedny cudaku obciągnięty skórką!
Tylko szkielecik i serce bijące
Czemu twe czoło zamglone, gorące?
Czemu się boisz - nędzna kreaturko?

Dlaczego smutku zasuwasz zasłony?
I czemu czarną kładziesz dalmatykę?
Nie grzesz już więcej, chcę-bądź uzdrowiony
Zwycięstwo ponieś, timszel! phero nike!

Ja sam Cię wskrzeszę w tym dniu ostatecznym
Lecz nie oszczędzę za dni życia twego
Przebieraj się Hamlecie, sam znajdę innego
Nie walcz sztyletem nazbyt obosiecznym.