***
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 01:00



I pewnego pięknego dnia przy przejściu granicznym na koniec

zjeżdżamy się ciężarówkami po latach objazdów

w umówionym miejscu na parking, gdzie barek Zoom się nazywa

jak słodko rozprostować kości, wycierać ręce z potu i smaru

po latach kluczenia w centrum i nocy w osiedlowych alejkach

nasze dzieci padają sobie w ramiona, a my spacerujemy

wyczarowując książki, które namierzyliśmy w mieście.

I tyle wesołości na parkingu, kiedy się wydaje,

że Piotr jest już w połowie jednej ze swoich, jaki

szybki! Kelnerka uprzejmie zestawia dla nas stoliki,

lecz na górnej kondygnacji jest tyle zamętu,

więc może chodźmy na dół, tam będziemy sami.

Nasze powitalne pocałunki były jak umierające gwiazdy,

ktoś oglądał nas z drugiej strony przez mokrą lornetkę.

Kobiety wysypują zawartość nowych pięknych torebek

śmiejąc się ze wszystkich nielegalnych skarbów.

Tłumaczymy dzieciom znaczenie ostatnich słów

języka kraju, do którego mamy jechać.

Gada w nas szmat długiej drogi.

Będziemy siedzieć "aż do bólu".