Wiersz dla Françoise Lacroix
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 01:00



Jesteś tu, mgnienie. I ty, mała zagadko.

Myślałem, że poniosło was na rekonesans.

Mogłyście szukać innych ofiar i terenów.

Mogłyście tylko szepnąć lub zadzwonić.



I ty, smutne oczy, odprowadzasz mnie wzrokiem?

Nie chcesz chyba powiedzieć, że nic nie ma w ogóle

prócz takich odprowadzeń... wszystkimi zmysłami?

Błędny kwintet spodziewa się boskiej sumki z trasy,

choćby nawet wolał się roztrwonić.



Jak na fotografii: lewa dłoń

z innej bajki, intrygująca, urojona

jak najdalej od strapionego spojrzenia.

A przecież w tym wzroku są takie kombinacje

zmartwienia i smutku, logicznej rezygnacji,

że pisać długo nie można.

Żal jest zbyt prosty. Zagadka bije w oczy,

otwiera śluzy łez: bo dusza jest duszą,

ma żal, jest młoda, i przepada

za nami wreszcie jak wylinka.

Nie ma dla niej miejsca w potworności naszego teraz,

a nie istnieje nic oprócz teratologii naszego teraz

(oto melodia, ale nie do snu):

bajecznej stłuczki & złomu przeszłości & przyszłości.



Ostatnio wszystko schodzi się w zwiastuny.

Przeciwnik jest protekcjonalnie delikatny.

Z szumem ruchomych schodów ruszające z miejsca

rastry zmarszczonych liści, jak masy zielonej wody

na spad, na szalonej stronie, bez marginesów,

przez śluzy na cały świat, z gruntu chłodny.

Wiatr. Unoszę się w fotelu nad podłogę,

mój fotel wysuwa bilateralne skrzydła.

Wylatujemy ponad balustradą balkonu,

robimy zwrot nad topolami i nad morze.



A nad morzem zawsze musi wiać wiatr i fale gnać

wystarczająco głośne, aby nie trzymać się życia.

Tylko jak kamień spać na dnie strzeżonej plaży.

Promy suną jeden za drugim po dziewiętnastej.

Cichnie w nas pomruk dalekosiężnych silników,

zapalają się światła, dancingi płyną na północ.

Pojutrze sztorm. Flota wojenna wyjdzie w morze,

stanie w linii wiatru, jak niepyszna.