Amsterdam 2.0
Dodane przez Gloinnen dnia 27.03.2023 22:03
Szłam. Po raz pierwszy nie musiałam pytać przechodniów
o drogę. Wieczór szklił chodnik fioletem i dymem,
rozprowadzał późne światłocienie powolnymi liźnięciami
po rozbujanych fasadach; ta ulica nie miała końca,
choć zdawało się, że wystarczy zaledwie kilkanaście metrów
i zbiegnie kamiennymi schodkami prosto
do morza. Już czuć było rybi posmak w powietrzu
i słony chłód wgryzał się w kąciki oczu.

Szukałam portu, doków w zgiełku i mgle rozchodzącej się
po kościach; będziesz tam czekał, jak zwykle, w jednej
z tych śmierdzących potem i fryturą tawern, gdzie
dobrze już rozgrzani marynarze nie mają cieni
i diabeł mówi: Goedeavond.

Co ty tutaj robisz, spytasz, strącając ze stołu szklankę;
to ten moment, kiedy nic nie będę umiała
odpowiedzieć, niewidzialna i niesłyszalna.
Nieprawda, że cię tu nie ma, że to tylko
czas pomylił kroki w nigdy niedokończonych tańcach
ze wszystkich przystani świata.

Wiesz przecież, że ja nie znam tych figur ani rozkołysań,
choć dla ciebie mogłabym być dziewczynką portową.

Każdy ruch stanie się coraz bardziej nieporadny, gdy noc
zacznie wyjmować kolejne cząstki puzzli z niestabilnego
kadru. Spadam już, mrukniesz, ocierając usta
z piwnej piany, i oddalisz się z inną, obcą załogą,
prosto w nawoływania nautofonów.

I nagle ten port i ta tawerna, i całe miasto, którego skłębione ciepło
za plecami nie daje ukojenia, okażą się bezdomnymi znakami
bez swoich rzeczywistych signifiés, w oblepiającej gęstości
szarej godziny. A gdy będę sypać garście piasku
w zamknięte drzwi, diabeł wyjrzy z głębi
i napisze mi od wewnątrz na popękanej szybie: Ga weg, ga weg!