Nagłe zdarzenie
Dodane przez arekogarek dnia 05.05.2009 11:24
Przesuwam meble od ściany do ściany, znów
najwięcej odkryć robimy na podłodze, z nosami
przyklejonymi do sosnowego parkietu, na którym
wyrastają ściegi jesieni, czekaliśmy na nią,
ociągała się, aż wreszcie nadszedł pierwszy przypływ
i oddalenie, przy brzegu topią się ślimaki i małże,
dzień pomieszany z nocą, ciemność roztapia się
w słonecznym napięciu. Nie mówię już do ciebie,
w ustach ptaki wiją gniazda i zamykają się słowa.
Ukarany po raz kolejny rozstrzygam o swoim losie,
papierowe łódki wypływają w rejs, pomarańczowe morze,
jasne żagle szarpane strunami wiatru, fale tłuką się o stopy,
które wrosły w piasek przesypujący się miedzy palcami.

Nie widzę, gdy zbliża się nieuchronne,
szarpie
za ramię
i kark, przygniata do ziemi, roztapia się cukier w oddechu,
wypływa sól i woda z trzewi, coraz krótszy dzień zmierza do dna morza bez końca,
bez początku.

Apokalipsa codzienności z figurami z łopotem flag
i rzeźbami ciał pogiętych w poszukiwaniu
horyzontu,
punktu oparcia,
pustki,
którą można wypełnić atramentem albo światłem.

Bo czym jest kara, gdy brak odkupienia... Psalmy
nie wystarczą by złożyć ofiarę, by podnieść się
z klęczenia na ulicy, która przechodzi obok nas, kurczy się,
wycofuje, zmienia się w rzekę, dryfuje, wreszcie
odpływa w nieznane, gdzie kruszy się lęk, wypełniają się
znaczenia. Bo czym jest nadzieja gdy zapomniano o trosce
o najprostsze znaczenia... Pijani śpiewacy wyklinają pod brudnymi
ścianami starych domów na niezrozumiałe książki zapomnianych
filozofów, stare kobiety wloką się pod ciężarem krzywych kręgosłupów.

Otworzone bramy, umyte okna, świąteczny nastrój.
Świat staje się bardziej zrozumiały,
ryby zapuszczają się na głębie oceanów,
korzenie w ziemi drżą, czas dzieli się,
zegary zatrzymują się, przypominamy sobie
wyliczanki z dzieciństwa, potem podają nam gąbki z octem.