DRUKARENKA GŁODU
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 01:00



1

Pisze się duże, głębokie litery,
głębokie jak jeziora, nerwowe jak rzeki,
pospieszne jak masturbacja w łazience
ekspresu który sunie przez środek Europy.
Z tych liter nic nie wynika, żaden kwiat,
jemioła albo złamana łodyżka,
tajemny sok, trucizna lub napój miłosny
który podaje jedna kurwa drugiej.
Wszystkie te teatralne spowiedzi,
te lalki umazane szminką, umiłowani
w Bogu sąsiedzi, wszystko zatapia się
w powodzi sinego światła.


2

Nie spodziewałem się pęknięcia, więc
nie uniknąłem zrywanych zasłon, wrzasku,
racy na niebie, krwi w przedsionku serca,
no i tego dziecka znalezionego zaraz potem.
Co za historia z tym dzieckiem, wyplatanym
z żył i ścięgien, z bolesnego kiczu, jak fotel
z wikliny, żeby tylko usiąść, pobujać się i spaść.
Spieszę się kochać, bo śmierć mnie dopadnie
nagiego, w pościeli, sepleniącego do poduszki
że mogłem zadzwonić, zadzwonić, lecz
nie miałem siły i teraz natura wlewa się tu zewsząd.
Ptaki wieszczą śmierć, a mechanizm utyka,
muzyka dociera, lecz matowo i głucho.




3

Pisze się głębokie, czarne litery, i krzywi,
na myśl, że w druku wyjdą inaczej.
Trucizny dziś mało kogo obchodzą
a śmierć jest podlejszego gatunku.
Dziś gdybym miał telefon komórkowy
dzwoniłbym do ciebie, przez całą drogę.
Powiedziałbym, przygotuj sobie zęby,
przygotuj stopy i dłonie, ulecz sutki
i zimno na wargach posmaruj maścią.
Niech twoje uda będą blade i drżące
jak wtedy, gdy nad jeziorem zatapiałem
w nich wzrok i myślałem o topielcach.
Jak im się wiedzie pod wodą, jak?
Ci, którzy zawsze pozostają na brzegu
w żółtych sztormowych kurtkach –
chciałem być jednym z nich dla ciebie
niezatapialnym, w gumowych butach
po brodę. Patrząc w resztkę kawy
drżącą w kubku, gdy pociąg hamuje,
widzę ich właśnie:
dziecinnych jak wycinanki poławiaczy.






4

Tik-tak, pamiętam błoto i kamyk,
lustro i sznurek, tabletkę tapetę, i ułamek zęba.
Drukarenkę, na której z gumowych liter
układałem twoje i moje nazwiska.
Tysiące nazw własnych, głodnych, niespożytych,
całe psalmy radosne, wysadzane
w powietrze korkami kupowanymi na strzelnicy.
Zdjęcia korzeni o dziwacznych kształtach
i gałęzi splątanych tak, że przypominały twarze.
Butelkę po mleku, w której skarb schowaliśmy;
inicjał wydrukowany na skórce która zeszła ci z
pleców. Woreczek z kurzem zebranym
z podłogi, ścinki włosów, spermę we fiolce
Zakopałem to wszystko pod drzewem, myśląc
że nie umrę dopóki ta drukarenka będzie
jak tama bronić przed wywarem rzeczy
które uroniłem, a o których śnisz ty.


5

Połowa mnie w tobie, a druga odchodzi
tym wąskim chodnikiem, obryzgana błotem.
To błoto jest ważniejsze od innych obrazów,
ściekające wolno po błękitnej nogawce,
tak wolno, że rejestruję zmiany, utykam
lekko, żeby nabrało dramatyzmu
to proste, bez fabuły, przedstawienie.
I pojawia się błazen i doktor, i kobieta
w foliowym płaszczu, obojętna jak drzewo.
Przechyla głowę, rozgląda się ptasio,
odchodzi zostawiając płaskie mokre ślady.
Pisze głębokie, mokre litery, truciznę
dla suchej powierzchni, zdzieram opuszki
palców, wydrapuję kamyki, żeby było gładko.