tango Malewicza
Dodane przez Iv Burgund dnia 15.04.2008 14:42
kiedyś chciałam, żeby mnie uderzył, ale był zbyt
daleko. wyobrażałam sobie, jak kładą się drzewa, pikują
chmury, schną mu ręce, a potem sypią się jak czarnoziem
tłusty od koloru, który zwęglił płótno. gwizd południa
wiosna w odezwach partii, tango milonga? musiałam milczeć
kiedy słuchał radia. ta rara rara ta ta ta ta, ta rara rara ta ta
ta ta. komu wtedy służył wieczorny odlot jaskółek? za rzekę
pod okapy chałup? wszystko zmierzało do czerwonej
figury w ciemnej przestrzeni pokoju. ojciec otwierał drzwi
i szedł pożegnać dzień. Czapajew avant garde, który wierzył
że pokona słońce i przeistoczy pole lnu w biały kwadrat.
budziłam się. ojciec nie wracał. pił gdzieś na rozstajach
z mężczyznami, którzy nie pamiętali imion własnych dzieci.
nazywał to nieszporami dla proletariatu. kiedyś znalazłam go
obok studni. w wiadrze kołysała się jego twarz. widzisz maleńka
nie mogę się napić. nawet woda przede mną ucieka. zmrużył oko
i wyciągnął z kieszeni miętowego cukierka. masz. wstąpiłem
do sklepu na obrazie Chagalla. ta rara rara ta ta ta ta
ta rara rara ta ta ta ta.