* * *
Dodane przez Afternoon dnia 11.03.2008 18:06
To jest zupełnie inna poetyka:
gdy jazz i światło osiada promieniem
w połowie marca. A jeśli dotykać
chmur od asfaltu, to jakbyś korzenie
drzew łapał z góry. Jedno rozwichrzone
kiwa gałęzią, lecz na wszystkie strony
zginając przestrzeń. Nie dotyka bloku.
Ty, kiedy siedzisz, widzisz tylko czarne

odbicie w kawie i symbole w oku,
zegar i kubek, milczenie - palarnie
dbają o przepływ melancholii z dworca.
Jazz się zapala obrzękiem klawiszy,
płynie przez struny, w uszy wpada w porcjach
od kontrabasu, zapisując w kliszy
kawę o smaku jak gumowy obcas,
gdzieś na wieszaku teraźniejszość wisi.