(fragmenty)
Dodane przez Kamil Brewiński dnia 09.03.2008 18:11
Dym.

W przedpokoju kwarantanna, buty przemokły.
Mam dla ciebie ich języki. Chociaż wilgotne
i miękkie jak filtr ostatniego papierosa,
to ciągle rozżarzone. Więc, kiedy powiem ci,
że jednym podmuchem możesz odsłonić niebo,

mów.

Materiał.

W przedpokoju kwarantanna, buty przemokły.
Trzeba było nosić te z gumy, wysokie jak
sekwoje. Wyciąć w nich korytarze, przedrzeć się.
I wyjść z drugiej strony. W miejscu, gdzie już jesteśmy,
gdzie słońce topi nawet gumę, tworzy z niej

las.

Błyskawica.

W przedpokoju kwarantanna, buty przemokły.
W ich środku stawy. Rodzą się pierwsze bakterie,
o ciałkach z mchu i żywicy. Większość opuści
ten dom. Po pnączach, w stronę miast. Reszta otworzy
powieki, żebym zobaczył jak zzielenieją

neony.

Pień.

W przedpokoju kwarantanna, buty przemokły.
Byliśmy w wielu miejscach, niektóre do dzisiaj
pragną naszych ciał na własność, niech je zabiorą.
Niech zamienią je w stoliki, mogiły, w łóżka.
I niech zasną te gałęzie, które nie rodzą

drzew.

Huragan.

W przedpokoju kwarantanna, buty przemokły.
Ten wieczór nie pachnie dobrze, czy masz suszarkę.
Ciepłą bryzę, która znad fiordów i wieżowców
wejdzie przez okna, panom zerwie białe kitle.
Oni wyrywają nam kwiaty, nieruchome

pocałunki.

Piszczałka.

W przedpokoju kwarantanna, buty przemokły.
Oraz kawałek mnie, który tutaj pozostał.
Reszta już pod ziemią, wierci otwory w kościach.
Zlepia ustnik z szeptu robaków. Zaraz zacznie
grać muzykę miasta, jego własnym, obciętym

językiem.