Psychodeliczny hymn. Niczym o końcu lata.
Dodane przez mary ann dnia 28.02.2008 19:56
Gęsiego cierpnie nam skóra. Wiatr między tatuażami hula.
Rozpętała się wichura, guziki niedopięte, powieki niedomknięte
pęcznieją fraktalami. Bezduszne tortury, arbuzy i tsunami.
Rozgość się, przelej krew, patrz jak pod sam sufit wzlatuje
zdziwiona brew. Potem przez uchylone okno. Parapety,
balkony, jak przed Mojżeszem morze, się rozstąpią.
Lekką nogą, z tej perspektywy nowy ląd, jeszcze ciepły
od dzisiejszych wybuchów. Psylocybiną grzyb stanął
nad miastem. Kiedy opadnie pył, kamery zarejestrują
jak resztkami po lecie karmimy krokodyle i lwy.