unoszenie
Dodane przez mimowolnie dnia 24.02.2008 16:46
kiedyś razem karmiliśmy łabędzie, była wiosna
Szczecin pozostawał niewinny. ty uśmiechałaś się
ja w piaskownicy bawiłem się w wojnę. później
dorosłem


z pamięci rozkładam karty w pasjans do obiadu
w lodówce maślanka, ty gotowałaś ziemniaki ja biwakowałem
pod stołem. na stole jabłoń i zakazane słodycze.
szczerzyłem się i tupałem. miałem małe zaciśnięte piąstki
pełne błahostek i rozkapryszonych pretensji.

później po obiedzie na spuchnięte stopy kładłaś kompresy
pod oczami rysował się znikomy sen. usiadłaś obok
ja z zawiązanymi oczami szczotkowałem tobie popielate włosy.
na ramieniu miałem zaskórniaki, ostatki rwetesu
pod językiem składałem słowa jakby milczenie było
prostsze. na miejscu. ty wypatrywałaś ciszy na kalendarzach

położyłaś się. do snu gorzka
herbata na nocnej szafce ulatywała przez okna. sufit
skraplał się do oczu, jakbym patrzył w przyszłość. gorzkie
myśli rozciągające się wokół godziny godzimy ze sobą
niedostatki. ostatki kruszymy opłatkiem

na ulicy ktoś prorokuje koniec świata, destyluję go
opowiadam o wiatrakach i słonecznikach. w ręce ściskam
pomarańczę. ciebie widzę częściej na wskroś. prześcieradła
są gęstsze. pierzyna ciężka, pali w kości. prosisz
żeby zgasić świeczkę. pokładanie nadziei kłuje w klatce


na koniec, do kolacji
podniosę ciebie na duchu kiedy już będziesz duchem
teraz zasypiam w fotelu. masz jeszcze ciepłe pięty,
miarowy oddech.