Na gruzach Mesolonghi
Dodane przez AMirecki dnia 06.02.2008 17:52
Wśród cytrynowych gajów
Winnic i pól herbaty
Gdzie pięknie kwitną w maju
Tytoń i dzikie kwiaty

Gdzie ciemny błękit toni
Jaskrawią blaski wschodu
W romantycznej ustroni
Znajdziesz ruiny grodu

W gruzach świętego miasta
Mieszkają pelikany
Mirt powoli zarasta
Stare mury i bramy...

* * *

Zmrok, Niedziela Palmowa
Stosy zgliszczy, trupia woń
Cicha straży rozmowa
W oddali majaczy toń

Na zburzonych kolumnach
Stoi piękna dziewczyna
Blada, drżąca i dumna
Janczar rękę jej trzyma

Ubrana w biel i granat
Na włosach złota chusta
Piękność jedwabiem tkana
Żalem ściśnięte usta

Ręce w gniewie rozkłada
Patrzy, stawiając kroki
Gdzie szakali gromada
Szarpie obrońców zwłoki

Z rozpaczy na wpół żywa
Ogląda bliskie twarze
Dłoń z uścisku wyrywa
Ucieka, z tyłu straże

W przerwanej krzykiem ciszy
Słychać muszkietów strzały
Ona strzałów nie słyszy
Biegnie, gdzie wieże stały

Na ścieżce malców ślady
Prowadzonych na jasyr
Wokół pola i sady
Ciemny Lakmosu masyw

Z murów zwieszone głowy
Jeńcy wbici na pale
Lament tureckiej wdowy
Nie patrzy, biegnie dalej

Nagle staje, odkrywa
Dobrze znany jej kamień
Na nowo w niej odżywa
Tragicznych zdarzeń pamięć

Tu, w rzymskim lazarecie
Chory na tyfus jeniec
Dał młodemu poecie
Wieczystej chwały wieniec

Tutaj zgłodniałe tłumy
Wybiegły pod lufy dział
Płynął tu rdzawy strumyk
Ziemia wciąż mokra od ciał

Tędy zdrajcy uciekli
Winni śmierci tysięcy
Tam Turcy stali wściekli
Nudą strasznych miesięcy

Za główną miasta bramą
Zwykle w wieczornej porze
Tu, nad przepaścią samą
Ludzie patrzyli w morze

Wlali nadzieję skrytą
W okręty admirała
Gdy wysepkę zdobyto
Prysła nadzieja cała

W dole morze się mieni
Obok gruz białej wieży
Podnosi szablę z ziemi
Ponurym wzrokiem mierzy

Waha się, zmienia zdanie
Blada, wargi przegryza
Krzyk sępów, dziecka łkanie
Dymu swąd, morska bryza

Wreszcie postanowiła
Odrzuca szablę na bok
Idzie strażników siła
Ich twarze zakrywa mrok

Widząc ją tak bezradną
Śmieje się banda wroga
Arkany na nią spadną
Uderzenia batoga

Krzywdzić sułtan zakazał
Lecz tej dobroduszności
Nie ma w okrutnych razach
Pełnych dzikiej wrogości

Wreszcie zemdlała pada
Radość strażników znika
Zaniesie ją gromada
Do domu naczelnika

Ten wtrąci ją do lochu
Cichym, łagodnym głosem
Pośród wszy i motłochu
Spędzi tam kilka wiosen

* * *

W ciemnym więzieniu gnije
Z sił opadać zaczyna
Żalu, tęsknoty nie kryje
Jedno przy życiu trzyma

Listy siostry dostaje
Co barwne życie wiedzie
Odwiedza różne kraje
Teraz do Belgii jedzie

W Rosji zimę spędziła
Wśród wielkich przebywała
Lecz niepewnością żyła
W końcu uciec musiała

W pamięci kaźnie chowa
Szafotów czarne błonie
Pełne nadziei słowa:
Bliski niewoli koniec

W gruzie portu Wenecjan
Leży piękna statua
Niech żyje wolna Grecja!
Niech żyje Delacroix!