Krótka historia procesu dojrzewania
Dodane przez Piotr Paschke dnia 28.01.2008 06:22
Nie zmieściłem się w planach pięcioletnich;
matka uczyła mnie siebie niczym kalejdoskopu
pośród upalnego września.
Było w niej zawsze miejsce na mleko i list,
od którego nie uroni się przyjaciela.
Łagodność ojca ledwie przeczuwałem -
za rogiem dotykał mnie wszechświat.
Nie budowałem spiżowych pomników;
narodziłem się zbyt późno, by wyśpiewać serce z plecaka.
Inny plecak wystarczał, aby wchodzić w sam środek echa, podać rękę chwiejnym krokom starowinki "z trzeciego";
poza nią, na trzecim peronie wrocławskiego dworca,
umierali znacznie młodsi.
Wiem, jak dojrzeć do wieku ścian w tej kamienicy,
dla której każde słowo znaczy coś innego;
kończy się horyzont, gdy Kolumb na pontonie
odkrywa na nowo znajomą bramę.
Mój kraj ma znacznie więcej brzegów,
tylko szerszeń jest dyktatorem obu stron rzeki -
jestem jak on - zapamiętuję kalejdoskop.
Kraj - łąka, konająca pod warkoczem kosy.
Wypełniam ja całym sobą.
Coraz bardziej rdzewieję.
Piotr Paschke