Samsara
Dodane przez Sławomir Hornik dnia 12.01.2008 13:25
Mała elegia dla J.
1.
Nawlekają cię. O, właśnie teraz. Wzdłuż pleców
nitka kręgosłupa. I cienie na brzegach łopatek,
zwinne jak wiewiórki.
2.
Okruszynki chleba kancer, który tak się
rozrósł w tobie, że nie można było nijak go pokroić,
ani zebrać ze stołu. Może próbowaliśmy, może nie.
Pamiętam jak któregoś dnia na podłodze było całe
stadko małych, niebieskich zwierzątek, które
chciały chronić i bronić. Opiekowały się jak mogły,
jak mogliśmy. Biały obrus rozciągnięty na
długim stole płuc, z czasem dziury i poczernione
brzegi jak na żałobę, jakby ktoś przypalał tutaj
papierosem, strzepywał popiół. Dym? Jak dzieło
snycerza! Sprawne ruchy, doskonałość szczegółu -
zachwycająca! ale widać dopiero jak zaśniesz.
Opakować ten widok w folię, zalakować kopertę
i posłać do tylu, tylu miejsc! I od wtedy mamy
dwie zony - twoją i moją. Krajobraz z czytanek,
mgła z najlepszych angielskich wierszy. Szorstkie
dłonie dotykają szorstkiego sznura, komunia
która nastąpi za chwilę też będzie na chwilę.
Posługa cienkim liniom pionu, dłużyznom stawów,
duchom zmarłych. Nawoływanie dźwięków i wiernych,
żeby wstąpili, przyklęknęli, przemilczeli kilka
minut. I w dokładnie tyle samo przygotowali się
do zmiany kierunku, życia na tamtym brzegu,
w innej scenerii. Ciężki podryg powietrza,
duszność zalegająca w płucach, odlot liści.
Jesień nadgryzana przez idącą, oddech
po oddechu, zimę.
3.
Przeciągany gwizd, na tamtą stronę, żeby
popękały mury i granice. Szlachetnie
urodzony spleen w dalekim kraju.
Na końcu języka, w środku zdania,
za długą linią ciemności,
tam się spotkamy.