CESARZ DOBREITO
Dodane przez Krzysztof Kleszcz dnia 18.12.2007 18:59
Dobreito w swym małym królestwie idzie w pole.
Skrada się ostrożnie po najmniejszą cząstkę.
Każdy foton bierze delikatnie jak soczewkę
i trzyma w dłoni błystki, lśnią samorodki
(chciałbym jeszcze ładniej nazwać te maleństwa,
bezbłędne ognie, podpłomyki). Ocierają się draski,
skaczą zajączki po bruzdach, a on gnie się od pochyleń.
One ze snów złażą, rude sierści mają - majaczy.
W klasery je wpina, pęsetą dotyka. Ludzie na jego widok
pukają się w czoło, on odpukuje grzecznie
dalej ganiając po łąkach, za nieważką, niemotylem.
Jest bit, łupnięcia pompy, innego mnie nie ma,
mówi skryty gdzieś, wsłuchany w szept traw,
na kolanach, plackiem, oko w oko. Znikły domy,
z tej odległości to schowki na zmarznięte ciało,
jamki, z których wystają różowe nosy, drżące wąsy.
Każdą złą myśl łapie wiatr i z grubej rury robi się
nagle chude ścięgno, rozciąga się, rozciąga, znika.
Ważne, by nie wcisnąć cofnij, wykasować ciasteczka.
Twoje insygnia królu: papierówka i patyk.
Biega macha ciepłymi kolorami, wskakuje na tubki,
niech bryzgają, plują. Ktoś mu dyktuje: obracaj się,
obiegaj, rób noc, dzień, cztery pory roku.
Gdy pobrudzi talerz od razu tłucze porcelanę,
obtrąca uszka, zresztą woli pić ze strumienia, jeść w palcach.
Taką wybrał drogę - wśród chaszczy, suchych badyli,
gdzie wszystko jest mu posłuszne i proste.
Za nic ma kioski z makulaturą, bibeloty- nieloty,
albo migające pudełka obsługiwane przez pilotów
(te dwa małe paluszki ułożone tam do krzywej przysięgi),
jakby widział w nich złe promieniowanie, azbest.
Muzyką się żywi. Najedzony bierze tusz od orkiestry,
tak, aż płyną frazy, one w nim, on na nich. Słowa, słowa,
całe zdania, na których kładzie bosą stopę. Wzięło mnie
i nie chce oddać. Bo kiedy już, kiedy nareszcie, tylko to,
co pozbieram, będzie mieszkać w głowie, najprawdziwsze.
A gdy zasypia Dobreito, widzi swoje dzieło,
dokładnie tak jak planował, wśród przecinków, kropek,
wers po wersie, zwrotkami, odświętne,
dostojne, ułożone jak plon, snopy światła.