Bom! Bom! Śiwaye!*
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 00:00
Kiedy już wszystkie argumenty zostały wyczerpane
i zaczęliśmy łapczywie wjeżdżać na orbitę przygaszonych wnętrz
przyszła kolej na konkrety.
* Ponieważ wybraliśmy to nie zarezerwowane pobocze, ten oddalony od głównych arterii pustostan filtrujący wszelkie nagromadzone wycieki, ową ustronną i odporną na nachalne pomruki wnękę, to czyż nie należy nam się porcja czegoś szczególnie wyjątkowego? Czegoś w czystej i nie skażonej postaci? Jakiegoś skutecznego antidotum, które pozwoliłoby wyjaśnić tę pozornie zawikłaną zagadkę? Bo czy jest ktoś, kto wie, co może kryć się w tej przypadkowej, lecz niezbyt suwerennej scence, kiedy jeden z bohaterów otwiera usta, zaciąga się łakomie powietrzem i próbuje coś istotnego wyartykułować, i nie jest to bynajmniej pytanie typu: Skarbie, nie wiesz przypadkiem, gdzie się zapodziało moje cygaro? Jeżeli do tego dodamy kawalkady komiksowych obłoczków toczące się we wszystkich możliwych kierunkach jak rozsypane po podłodze drażetki i tworzące w finałowym (finalnym?) obrocie kalejdoskop niejasnych pojęć, to skąd pewność, że nie znaleźliśmy się ponownie w punkcie wyjścia? Możliwość taka istnieje zawsze, zwłaszcza wtedy, kiedy umęczony bohater uwalnia z ust nasycone eterem kłęby waty, po których zapadamy w głęboki i jakże ekscytujący sen. To wiele wyjaśnia, choć nadal stan naszego rozumowania przypomina dyndające na panoramicznym ekranie esy-floresy, coś w stylu rozbryzganej na ścianie papki avocado z resztkami wędzonego łososia.